poniedziałek, 28 września 2015

Robić coś dobrego

Moją przygodę ze schroniskiem na Paluchu rozpoczęłam pod koniec sierpnia. Minął miesiąc, a mnie ciągle jest mało, czego? Spacerów z psem. Nie z moim, bo go nie mam, ale z psem, który nie ma właściciela, z psem, który garnie się do człowieka, z psem, który szuka dwunożnego przyjaciela.

Z początku bałam się wziąć psa obcego i z nim wyjść. Większość z nich wygląda groźnie zza krat, ale to tylko pozory. Są one zupełnie niegroźnymi stworzeniami, które na widok człowieka i trzymającego przez niego w rękach smyczy, aż wychodzą z radości z siebie. One wiedzą, wiedzą, że pora na spacer.

Zachęcam każdego, kto ma wolną sobotę, czy też niedzielę. Wybierzcie się na spacer z psem, z paluchowym psem.

Na stronie: www.napaluchu.waw.pl można dowiedzieć się wszystkiego, co zrobić, żeby wyprowadzić psa. W skrócie napiszę: wystarczy umówić się z wolontariuszką, stawić się o umówionej godzinie w schronisku z dowodem osobistym i po krótkiej formalności, dostajecie w łapki jednego z prawie tysiąca milusińskich mieszkańców tego smutnego miejsca. Bo schronisko jest smutne.
One nie potrzebują jedzenia, bo to mają, one potrzebują miłości, przyjaciela, przynależności do człowieka, domu, rodziny, ciepłego posłania, pieszczot i regularnych spacerów.
A kto wie, może pokochacie któregoś tam mocno, że zechcecie dać mu szczęście w swoim domu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz